Legendy tylickie

"OPOWIEŚĆ O ORYNIE CZAROWNICY, KTÓRA ZBIERAŁA ROSĘ"

Działo się to w drugiej połowie osiemnastego wieku w miasteczku Tylicz. Opowieść ta będzie o młodej kobiecie imieniem Oryna, a nazwisko mało to ważne......, posądzonej o uprawianie czarów. Opowiadają do dziś dnia, że była piękna, czarnowłosa, oczy miała przedziwne, zapalały się ogniem to radością. Jej ręce były sprawne, jakiś dziwny dar od Boga pozwalał, aby szybciej i sprawniej wykonywała pracę. Kobiety w miasteczku nie lubiły Oryny, z zazdrością patrzyły, opowiadały, ona jest jakaś inna i taka dziwna, to pewno czarownica..........

Po pewnym czasie mieszkańcy złożyli do Sądu w Ratuszu miasta Tylicza oficjalne oskarżenie, iż niejaka Oryna uprawia czary i działa na szkodę mieszkańców procesie zgodnie zeznawali, a jedna z kobiet pod przysięgą świadczyła, iż kiedy patrzyła na jej malutkie dziecko, ono całkiem stało się sine, dała więc mu uroki. Ktoś też widział jak w letni poranek, na łące zbierała rosę, po to aby zatrzymać mleko krowom, a Komunię Świętą zabrała w rękę i zaniosła do domu dla odprawiania czarów. Opowiadali i świadczyli z wielką zawziętością. Dla sądu były wystarczające dowody, że oto ta kobieta o imieniu Oryna jest czarownicą. Wyrokiem sądu postanowiono: poddamy ją próbie tzw. pławienia. Wywieziono Orynę do miasta Muszyna w miejsce, gdzie łączą się dwie rzeki Poprad i Muszynka, tworząc głębie wodną odpowiednią do wykonania próby. Związaną łańcuchami wrzucono do rzeki, jej szeroka spódnica utkana z lnu, jak kwiat układała się na wodzie, rysując znak:"to czarownica", biedna Oryna nie tonęła, postanowiono, że ma być spalona na stosie, w ramach łaski zostanie powieszona na górze "Szubienica". Ostatni raz popatrzyła na całą okolicę, jej oczy jak gwiazdy zwróciły się do ludzi stojących wokół szubienicy, cichym i rzewliwym głosem poprosiła "Łaski". Nie ma przebaczenia, wszak odbył się sąd, została słusznie skazana musi umrzeć. Słowo wypowiedziane przez Orynę "Łaski" jak echo pozostało po wsze czasy na stoku wzgórza Szubienicy ŁASKI.

Czasami wieczorną porą snują się opowieści w cichym i sennym miasteczku. Ktoś zaczyna -dawno, dawno temu żyła i mieszkała Oryna............


"LEGENDA O ORNAWIE, KTÓRA ZAPADŁA SIĘ W WIELKI PIĄTEK"

Historia przepięknej tylickiej ziemi sięga czasów piastowskich, to orzeł Lecha cieniem swego skrzydła na południu wyznaczył, tu zaczyna się mój kraj. Na zboczach Beskidu Sądeckiego i Niskiego prza prastarym trakcie handlowym z Węgier do Polski, zwanym Królewskim, zagubiona wśród ogromnych lasów i gajów leżała osada Ornawa. Traktem przeciągali kupcy, wiozący towary z Węgier do Krakowa, czasem przejechał poseł królewski z ważnymi wiadomościami na dwór króla. Rosło więc znaczenie gospodarcze i polityczne osady dla państwa polskiego. Dziś po osadzie Ornawie nie ma śladu, pozostała legenda przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Działo się to pewnego roku w okresie Wielkiego Piątku przed Wielkanocą. W prastarej osadzie był, od wielu pokoleń przestrzegany zakaz - kiedy nastanie dzień, gdy Zbawiciel umiera na krzyżu za grzechy ludzi, nie wolno pracować, kobiety mają się modlić. Jeżeli która z kobiet pójdzie do rzeki i wypierze białe chusty, wówczas na osadę spadnie straszliwa kara. Przez wiele lat nikt nie ośmielił się złamać świętego dla mieszkańców zakazu, bano się bowiem kary. W jednym czasie nikt tego nie umie powiedzieć, słonecznym porankiem w wielkopiątkowym dniu kobieta poszła prać białe chusty. Gdy je zamoczyła w rwącym potoku, ziemia zatrzęsła się, dzwon w małej Świątyni zadzwonił na trwogę, co się dzieje ?. Powoli z wielkim hukiem osada zapadła się pod ziemię.

Dziś, gdy pójdziesz w letni dzień, zobaczysz podmokłą łąkę bagnisko, a rankiem gdy słońce wstaje, snuje się w jego promieniach gęsta mgła, tworząc świetlany obłok niosący się w górę aż po błękit nieba. Stojąc tak w samotności usłyszysz, jak z ziemi wydobywa się dźwięk dzwonu, jakby wyznaczał swym biciem dzieje tylickiej ziemi.


"LEGENDA O DANKU MIESZCZANINIE Z MIASTKA PANU O SIEDMIU KMIECIACH"

W miastku żył Polak -Katolik, w obrządku łacińskim, poddany biskupa Samuela Maciejewskiego, honestus mieszczanin Danko.

w owym czasie był w wieku średnim, sławny na całą okolicę gospodarz, piśmienny, zaufany biskupa. W zimie roku pańskiego 1547 , dostał list z Krakowa, aby pojechał za górę Miastka kierując się na zachód, gdzie jest cudowna dolina, oświetlona słońcem, i założył nową osadę. Nakazem biskupa, ma nazwać nową osadę Krzenycze, bo są tam źródła kwaśnej wody.

Danko honestus z prastarego piastowskiego Miastka, dziś Tylicza, staje się pierwszym sołtysem na sołectwie Krynica. W łaskawości biskupa Danko może wybrać dogodne miejsce na ziemi, a właściwie lasach należących do zamku muszyńskiego na swoje domostwo o dwóch łanach. Nowy sołtys zostaje zobowiązany do osadzenia siedmiu kmieci, jeżeli może to więcej, a każdemu z nich wydzielić po trzy miary pola. Pan o siedmiu kmieciach dochody może czerpać z wypasu trzód po lasach.

Danko do pomocy przyjął i osadził na nowej ziemi pasterzy wołoskich zajmujących się pasterstwem.

Dużo czasu upłynęło zanim na obszarach pokrytych lasami, o krynicznych źródłach, "złota zaklętego w ziemi": w słonecznej dolinie osada Danka z Miastka rozrosła się i zakwitła aby po wielu latach stać się perłą uzdrowisk polskich - Krynicą Zdrój.


"LEGENDA O OSTATNIM POLSKIM RYCERZU KAZIMIERZU PUŁASKIM"

Letnią porą w 1770 roku, główny dowódca wojsk konfederackich Kazimierz Pułaski, wraz z niewielkim oddziałem udał się na objazd terenów przyległych do obozu koronnego w Muszynce. Polami przez rynek miasta Tylicza, górą Szwarcowa dojechał na szczyt Czerteż. Pilnie obserwował okolicę, z dala widział pomniejsze obozy na górach wokół Tylicza. Niespodziewanie z lasu wyjechał oddział nieprzyjaciela pod wodzą Drewicza. Rozpoczęła się bitwa na śmierć i życie. Mieszkańcy sennego miasteczka wylegli z swoich domostw, pytając co się dzieje?. Słychać było bowiem odgłosy walki, szczęk broni, głosy ludzi, które unosiły się ku niebu. W pewnej chwili przez bruk rynku przeleciał jak wicher koń, aż z podków sypały się iskry, Pułaski z kilkoma rycerzami biegli do obozu koronnego w Muszynce, tam jeszcze są armaty, tam ratunek. Za plecami uciekających coraz bliżej oddział nieprzyjaciela, słychać głosy, -nie pozwólcie mu uciec!

To wódz. Nagle koń wraz z jeźdźcem wpadają w przepaść w rwący potok, już nic nie widać, pewno nie żyje , odjechali .........!

Wstaje dzielny rycerz - żyję, uratowałem się !.....Na pamiątkę postawię żelazny krzyż, a na nim umieszczę Zbawiciela na znak mego cudownego ocalenia. Krzyż stoi na łące do dziś dnia , cały skorodowany. Jezusek poprzez długie lata już nie ma nogi, urwała się ręka. Szarpany przez wiatr czasem wydaje dźwięk, wśród ciszy i zda się mówić jestem..! W słońcu i deszczu stoi od tego jako niemy świadek zdarzenia i pobytu rycerza na tych ziemiach. Mało kto wie , nikt nie zastanawia się, kto postawił ten krzyż na łące i z jakiej przyczyny?

Rycerz złamany bezsilnością, ostatni tak wielki w Rzeczpospolitej opuszcza ziemię ojczystą, na zawsze, by walczyć o wolność innych narodów. Na pamiątkę bitwy górę Czerteż mieszkańcy nazwali Huzary, a wzgórze w Muszynce na którym był obóz Konfederatką.

Zabudowa Tylicza jest zwarta , centrum stanowi rynek, w swej wielkości i układzie przypominający dawne czasy świetności, z uliczkami wyjściowymi na zachód - Biskupa Tylickiego i Kopernika, oraz na południowy - zachód ; Kościuszki i Pułaskiego
i Wolności w stronę Powroźnika.


LEGENDY TYLICKIE
opracowane przez Barbarę Zwolennik.
Wszelkie prawa zastrzeżone.


TYLICZ
Chciałbyś zwiedzić NASZ piękny Tylicz zaparszamy gorąco. Tanie kwatery - pokoje juz od 20 zł 

Reklama
c74d97b01eae257e44aa9d5bade97baf
b6d767d2f8ed5d21a44b0e5886680cb9
6f4922f45568161a8cdf4ad2299f6d23
37693cfc748049e45d87b8c7d8b9aacd